Epoka tradycyjnego niewolnictwa minęła z chwilą wydania określonych umocowań prawnych oddziaływujących w wymiarze krajowym czy międzynarodowym. Nad przestrzeganiem zapisanych w prawie międzynarodowym postanowień czuwają międzynarodowe organizacje państw i ludzi. I jakże wątpić w tak funkcjonujący mechanizm obrony praw człowieka. Tak określone prawo powinno zapewniać spokojność przeżywania.
I tu następuje coraz powszechniejsze rozczarowanie. Bo oto wraz z wdrożeniem ekonomicznych założeń systemu rynkowego poszerzonego o globalny wymiar rzeczywistości następuje powrót do zniewolenia człowieka. Znowu o powodzeniu decyduje wyzysk. Tym razem w wymiarze globalnym, a więc niemal niedookreślonych w swych właścicielskich wymiarach. Zjawisko liberalizacji i globalizacji rynku w gospodarce jest już faktem. Coraz trudniej wywoływać jakąkolwiek dyskusję nad tym zjawiskiem. Gorzej jednak, gdy mechanizmy liberalnego postrzegania życia przenikają do sfery kontaktów międzyludzkich. Coraz głośniej słyszymy, że tradycyjny i zastrzeżony niemal dla działań humanistycznych obszar edukacji staje się obiecującą ekonomicznie gałęzią gospodarki przynoszącą wymierne zyski. W przypadku edukacji ludzi dorosłych jest to założenie możliwe do przyjęcia. Natomiast w przypadku realizacji podstawowych założeń edukacyjnych dla dzieci i młodzieży mechanizm ten jest niebezpiecznych. Równolegle z rozwojem intelektualnym dzieci i młodzieży w dotychczasowych wzorcach edukacyjnych następował rozwój emocjonalny, prowadzony był proces wychowawczy. I jakby jest możliwe kupowanie określonych zasobów wiedzy, to dokonywanie zakupu wychowania jest niemożliwe.
Z perspektywy dobrostanu człowieka, tam gdzie występuje dialog i odwzorowanie, tam gdzie podstawową rolę odgrywają autorytety i wzorce moralne niemożliwym staje się wprowadzenie tych określeń w sferę spełnianych ról społecznych. Bo jakże można wyceniać podstawowe wartości odgrywające zasadniczą rolę w wychowaniu człowieka, którymi są: dobro, prawda i piękno?
Coraz częściej spotykam się z postawami klienckimi wobec sfery kultury. Postawy takie kreują politycy, dla których wysiłek intelektualny i moralny jest zbyt obciążający prowadzony przez nich proces manipulacji społecznej. W miejsce rozwoju i edukacji, wypełnianie roli petenta ma kształtować relacje pomiędzy człowiekiem - twórcą kultury, dobrem kultury a jej odbiorcą – uczestnikiem. Oczywiście funkcjonuje rynek dzieł sztuki, dokonuje się sprzedaży książek, nagrań muzyki, pozycji filmowych czy telewizyjnych. Tylko jak wyceniać przyjaźń i radość tworzenia?
Uczniowie udają się do szkoły publicznej po to aby zostać wyposażonym w określony zasób wiedzy. Jeśli to nie wystarcza, rodzice ordynują płatne korepetycje, czyli zakupują wyposażenie pociechy w wiedzę za określone środki finansowe. Co uczynić mają rodzice w przypadku niesprawności procesu wychowawczego własnych dzieci? Czy uda się kupić nam cały system wartości na którym oparte na nim podstawy wychowania młodzieży? Przekonani przecież jesteśmy, że w rynkowym systemie kupić można wszystko, wzorując się na przykładach średniowiecznych odpustów zupełnych za poczynione grzeszne uczynki bogatych możnowładców - grzeszników.
Moje obserwacje wykraczają jednak poza sferę edukacji i wychowania. Zachowanie ludzi wobec propozycji „bycia człowiekiem” w całej rozciągłości, od kilku dobrych lat charakteryzuje się zachowaniami klienckimi. Do instytucji kultury przychodzi się coś załatwić, coś pozyskać, coś zdobyć. W miejscu otrzymanych pożytków uczestnicy zajęć unikają odkrywania własnej osobowości, prowadzenia uciążliwego dialogu. Rok po roku jesteśmy świadkami „załatwiania” jedynie swoich „prywatnych interesów”. Po osiągnięciu bardziej lub mniej znaczących celów, osoby zainteresowane dotychczasowym współtworzeniem i kreacją w kulturze, znikają bez wieści. I wtedy okazuje się, że celem aktywności kolejnego człowieka nie był proces współuczestnictwa i tworzenia. Proces uspołecznienia i kreacji własnej aktywności ulega w określonym przez uczestnika, przemyślanemu i zaplanowanemu załamaniu. Cały dotychczasowy trud i szczere oddanie poszły „na marne”. Nic to. Ważne, że kolejny klient osiągną swój prywatny cel, wykorzystał wszelkie stworzone możliwości do wybicia się ponad swą nijaką osobowość. To nie ważne, że uczynił to kosztem ludzi z nim pracujących, uczynił to często kosztem własnych kolegów. Na usprawiedliwienie wytacza się argument o konieczności pokonywania kolejnych barier stwarzanych przez pędzące życie. W działaniu tym, zmierzającym do realizacji indywidualnego awansu przeszkadza autorefleksja, oglądanie się wstecz. Pokonywanie barier w procesie twórczym nosi nazwę transgresji. Jednakże jest to określenie dotyczące twórczości a nie destrukcji. W „wyścigu szczurów” ważne jest parcie do przodu, bez względu na społeczne koszty tego działania. Najważniejszym jest awans społeczny, polityczny czy ekonomiczny zainteresowanego kreatora rzeczywistości, nawet kosztem wcześniej deklarowanego koleżeństwa czy przyjaźni.
Często dziwimy się, dlaczego zawodzi nasze współczesne wychowanie. Współczesny, liberalny model życia społecznego sam daje wnikliwemu obserwatorowi w miarę kompletną odpowiedź. Miejsce relacji międzyludzkich opartych na wartościach zajmuje pieniądz. Coraz brutalniejsze zasady współżycia społecznego regulowane są coraz bardziej ostrymi przepisami prawnymi usiłującymi również zastąpić system wartości. Gdzie miejsce na człowieka?
Kreatorzy liberalnego modelu edukacji i wychowania, wyłączności rynkowych zasad funkcjonowania życia społecznego osiągają swoje wąsko postrzegane cele rynkowe. A wrażliwy, poszukujący wartości młody człowiek skazany jest na niebyt wśród pędzących na oślep wyznawców tej nowej „religii”, religii pieniądza.
Pieniądz jest niezbędnym środkiem płatniczym, aby skutecznie doprowadzić człowieka do stanu zniewolenia. Zarówno zniewolenia bezwolnego uczestnika procesu unicestwiania jak i posiadacza tych pieniędzy, kreatora rzeczywistości, próbującego zastąpić człowieczeństwo zwykłym, prymitywnym, wręcz prostackim wyrachowaniem.
|