Na przełomie lutego i marca w lokalnych samorządach pojawia się dylemat dotyczący kształtu lokalnego systemu edukacji. Od początków przemian polityczno- ekonomicznych w Polsce dokonano likwidacji ponad tysiąc szkół podstawowych. Tak więc nastąpiło wyzerowanie wielkiej akcji politycznej lat 60 tych ubiegłego stulecia, budowy 1000 szkół na tysiąclecie Państwa Polskiego.
Kreatorzy polskiego modelu społeczno gospodarczego wprowadzając ideę samorządów jakby zapomnieli o konieczności logicznego rozwiązywania problemów społecznych lokalnych społeczności, obciążając obowiązkami lokalny samorząd bez wzmocnienia finansowego. Każdy powód jest dobry do tego, by ograniczać wydatki budżetowe samorządów. Problemem dla mnie jednak zasadniczym jest samo pojmowanie obowiązku edukacji jako inwestycji w przyszłość naszego społeczeństwa. Z wielkim żalem stwierdzam, że likwidację sfery rozwoju intelektualnego społeczeństwa, instytucji edukacyjnych są „samorządowcy” w przeważającej liczbie z zawodu – nauczyciele. W czasach współczesnych autora "Zdrady klerków" doszło do wyraźnego przewartościowania idei oraz pojęć w myśl których należy postępować - intelektualiści i artyści dali się ponieść namiętnościom narodowym, społecznym oraz politycznym, które wyraźnie zaczęły kierować ich zachowaniami. Degradacja obecnego systemu edukacyjnego to nie tylko likwidowane szkoły, niespójny i przestarzały model edukacji. Przejawia się ona również w ukrywanej dość skrupulatnie szarej strefie ekonomiczno - edukacyjnej a nazywanej popularnie korepetycjami. Problem ten jest o tyle złożony, że wynika z zaniechań edukacyjno wychowawczych rodziców, szkoły jak i całego społeczeństwa wobec młodego pokolenia. Coraz częściej w świadomości wielu Polaków wystarczy mieć pieniądze, by zrealizować obowiązki edukacyjne rodziców. Szkoła zostaje przekształcana w obiekt przypominająca nam supermarket edukacji. Nasuwa się mi pytanie: gdzie leży problem tak realizowanego modelu edukacyjnego w Polsce. Z jednej strony okopani w zasiekach karty nauczyciela – pedagodzy, z drugiej strony niewydolny XIX wieczny model i program nauczania oparty o mechaniczne zapamiętywanie wyznaczonych tekstów. Nie ma miejsca na kreację i samodzielność twórczą na poznawanie coraz to nowych zasobów wiedzy pod kierunkiem nauczyciela z wykorzystaniem bibliotek i Internetu w sposób twórczy. Zjawisko manifestacji młodzieży w obronie internetu wynika z faktu powszechnego traktowania go przez młodych ludzi, jako swoiście pojętej niszy wolności, ale również jako miejsca edukacyjnej samorealizacji. Protesty te organizowane przez samą młodzież świadczą również o niewydolności działań instytucjonalnego systemu edukacyjnego o Polsce. Zapominamy o społeczeństwach, w których wysoki poziom wykształcenia decydujący o równie wysokim poziomie kapitału kulturowego potrafią tworzyć wysoko przetworzone wyroby w których zasadniczym składnikiem kosztów wytwarzania jest sam pomysł, intelekt twórcy. A my ciągle zapominamy, że najważniejszy jest człowiek jako pełnoprawny obywatel rozsądnego, wykształconego społeczeństwa. W samorządach lokalnych panuje przekonanie, że środki budżetowe przeznaczane na edukację i kulturę to koszty obciążające poszczególne budżety. Nic bardziej fałszywego. Środki przeznaczone na rozwój intelektualny społeczeństwa to zwykłe środki inwestycyjne skierowane na podnoszenie potencjału intelektualnego zwanego kapitałem kulturowym. Czas zmienić ten sposób myślenia w sytuacji, gdy chcemy bez przysłowiowej zadyszki równać w rozwoju również gospodarczym z obecnymi potentatami w Europie. Edukacja i kultura to dwie strony tego samego medalu: edukacja jest subiektywną stroną kultury, a kultura obiektywną stroną edukacji .
|