Niski poziom kapitału kulturowego to rzeczywistość nas otaczająca. Degradacja kulturowa współczesnego społeczeństwa jest porażająca. A może jedynie otwartość współczesnego społeczeństwa sprawia, że od wielu lat skrzętnie ukrywany stan faktyczny znalazł okazję do upublicznienia tego zjawiska. Przez lata byliśmy umacnianiu w przekonaniu, że potencjał kulturalny społeczeństwa polskiego jest niezwykle wysoki. Jednakże to obecnie możemy stan ten dookreślić jako kultura fasadowa.
Z jednej strony nie do końca wyznaczone obszary intelektualnej aktywności naszego społeczeństwa, z drugiej zaś polityczna poprawność wielu środowiska aktywnych społecznie. W tej sytuacji pojęcie kultury dla sprawujących rząd dusz jest nieobecne. Duże aglomeracje miejskie o wiele wyższym poziomie kapitału kulturowego same w sobie tworzą warunki do aktywnego uczestnictwa w kulturze. Jednakże jest to w dalszym ciągu przejaw kultury fasadowej, w której wystarczający zasobny portfel pozwala na zakup prawa do konsumpcji przygotowanych przez profesjonalnych twórców propozycji intelektualnych. O wiele gorzej dzieje się w środowiskach oddalonych od centrów kulturowych, w prowincjonalnych środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych. Jak zawsze jest to kultura określana aktywnością Kół Gospodyń Wiejskich, Ochotniczych Straży Pożarnych czy parafialnych emanacjach artystycznych. Od kilku lat słyszę o potrzebie edukacji kulturalnej naszego prowincjonalnego społeczeństwa. Sam też w tej sprawie wielokrotnie zabierałem głos. Po wielu takich próbach stwierdziłem, że bez podstawowej wiedzy o kulturze nie będzie można aktywizować samych uczestników zaproponowanego procesu. Dominująca w zachowaniach naszego społeczeństwa kultura popularna umacnia jedynie tragiczny podział w dostępie do obszarów wysokiej kultury. Nie sprawia to jednak niezwykle pożądanej aktywności twórczej pozostając w najlepszym przypadku na poziomie aktywności odtwórczej. Naśladownictwo zachowań kulturowych pozwala zarządcom lokalnym jedynie multiplikowanie zachowań społecznych wyniakających z tego niskiego poziomu aktywności intelektualnej. Zjawisko to jest niezwykle pożądane z punktu widzenia kreatorów systemu społeczno – politycznego i ekonomicznego, prowadząc do stabilizacji tegoż ułomnego systemu. W tym procesie pomijamy wady systemowe, jakie współcześnie ograniczają niezwykle potrzebną aktywność mieszkańców, mających tworzyć zręby społeczeństwa obywatelskiego. Przerażają mnie skłonności neoliberalnych politykierów do promowania jedynie rozwoju społecznego w dużych aglomeracjach miejskich. Duże centra, rozwinięta między nimi komunikacja szybkich kolei, autostrady i lotniska, to atrybuty rozwoju tego modelu. O małych ośrodkach nie wspomina się. Motłoch zamieszkały na odległej prowincji o zastraszającej degradacji kulturowej nie ma szans na godne życie. Pozostaje oglądactwo niezwykle infantylnych programów telewizyjnych, które nakręcają jedynie rynek równie infantylnych reklam. Upewnieni przez media sterowane potrzebami polityków i biznesu utwierdzają mieszkańców prowincji w przekonaniu o słuszności takiego modelu. Wszelka aktywność obywatelska eliminowana jest poprzez pozorną aktywność medialną w rozwiązywaniu poszczególnych problemów społecznych czy ekonomicznych. Jedynie interwencje mediów ubranych w strój rzeczników społecznych próbuje przekonać wszystkich o bezsensie indywidualnej aktywności społecznej. Zabetonowana scena polityczna na najniższych szczeblach samorządności potwierdza opisane wcześniej zjawiska. W tej sytuacji następuje zapętlenie procesu niemożności twórczej, degradacja intelektualna grup społecznych czy poszczególnych członków lokalnej zbiorowości. I pozostaje nam wsłuchiwanie się w ponadczasowe prawdy opisane w dialogu prowadzonym w „krótkiej rozmowie między panem, wójtem i plebanem".
|