Od lat potykam się z postawami moich współpracowników, szefów lub nazywanymi przez siebie przyjaciółmi które wprost można zakwalifikować jako hipokryzja I pomimo wielokrotnie przejawianej z mojej szczerości, ciągle napotykałem się na mur hipokryzji. Postawy takie utrudniały a może i wręcz uniemożliwiały rozwiązywanie powstałych problemów wobec powszechnie obowiązującej reguły „mniejszego zła”.
Hipokryzja rządzi w dzisiejszych czasach, zwłaszcza w mediach, w polityce i generalnie w życiu publicznym. Ludzie oficjalnie głoszą pozytywne zasady wi szlachetne idee, a w życiu prywatnym bezczelnie je łamią, bo im „tak pasuje”. Dla mnie najgorszym przejawem hipokryzji jest obłuda i dwulicowość religijna. Kiedy np. ktoś powołuje się na boskie przykazania, poucza innych, czasem wręcz atakuje innych za grzechy, a jednocześnie w swoim życiu tych zasad nie stosuje, dba tylko o to, żeby nikt tego nie widział.
Hipokryzja najbardziej skutecznie uprawiana jest w procesach edukacyjnych, których model oparty jest na powielaniu przeznaczonych do zaakceptowania poglądów. I tu po raz pierwszy młody człowiek napotyka powszechnie dostępny: „mierny, bierny, ale wierny”. Takie traktowanie życia daje szanse na spokojne przeżywanie w każdym systemie społeczno – politycznym. Unikanie dyskusji i wymiany poglądów to sposób na realizację jedynie słusznej postawy i idei, która gwarantuje spokojny żywot do końca swoich dni. Nigdy nie zapomnę przypadków hipokryzji wśród osób mnie otaczających. Bo jakże można nazwać piastowanie funkcji sekretarza partii w strukturach przedsiębiorstwa z faktem równoczesnego noszenia baldachimu w procesji własnej parafii. Inny przykład, to postępowanie młodzieńca, który dość skwapliwie wypełniał obowiązki ministranta we własnej parafii, by w wolnym czasie i sprzyjających okolicznościach być posłańcem funkcjonariuszy miejscowego komitetu partii, po wódkę z pobliskiej restauracji. Hipokryzja w czystek postaci, chociaż znam tłumaczenie takich sytuacji w działaniu dla mniejszego zła i lepszej przyszłości. Tylko kogo i dlaczego?
Ciągle potykam się o próby usprawiedliwienia postępowania wielu ludzi dla osiągnięcia zaszczytów i awansów. Zbliżające się wybory samorządowe będą zapewne obfitowały w takie postawy. Próby zdobycia akceptacji własnych pożytków wobec znanych dość powszechnie niekompetencji, to proces identyfikacji kandydatów z równie zakłamanym elektoratem. Z jednej strony anonsuje swoją chęć społecznego awansu potencjalny kandydat na namaszczonego społecznym przyzwoleniem radnego. Z drugiej zaś strony kalkulacja przebiegłego wyborcy, który akt wyborczy przelicza na pożytki osobiste wynikające z wyboru tego a nie innego kandydata. Bo przecież taki wybór, to nie tylko osobisty awans wybranego radnego, ale również możliwości jego oddziaływania na decyzje przynoszące pożytki oddanego mu wyborcy. I tak się kręci prywata wyborcza na każdym szczeblu samorządowej układanki.
|