Zapowiedź nieco politycznie kojarząca się z minionym okresem. Bo to i prawda, chociaż w swych założeniach wcale od początku wydarzenie to nie miało scenariusz politycznego. Ale życie dopisało inne rozwiązania. Począwszy od sławetnych uroczystości 700 lecia Żywca corocznie organizowane były w końcówce lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych – Dni Żywca. W ramach tychże uroczystości przygotowywano dzień na wzór studenckich juwenaliów – Dzień Młodości. W tymże dniu przewidziana była w oficjalnym scenariuszu, symbolicznie spełniająca władzę Rada Młodych.
Po pierwszych uniesieniach, początkiem lat siedemdziesiątych zabrakło wyobraźni i chętnych do pełnienia tych „zacnych” aczkolwiek reprezentatywnych jedynie ról. Przygotowanie spektaklu pod nazwą Obrady Rady Młodych zlecono pracującemu od roku w naszym Klubie – Kabaretowi „DABINA”. Scenariusz imprezy, dialogi obradujących radnych przygotował niezapomniany wychowawca młodzieży, aktor i reżyser teatralny pan Zbigniew Kornecki (w tym przypadku odstępuję od zasady wymieniania postaci tylko z imienia i pierwszej litery nazwiska). Młodzi aktorzy wcielili się w swe role wcześniej dookreślone w rozmowach z panem Zbyszkiem. Po raz pierwszy i jak na razie jedyny w rolę burmistrza wcieliła się kobieta – Kazimiera C. Sekretarzem został niezapomniany odtwórca ról kabaretowych Józek K. W skład rady „weszli” zgrupowani w pary członkowie Kabaretu „Drabina” :Maria Z. i Andrzej P., Irena B. i Karol G., Marysia P. i Marek M. W dialogach wytknięto wszystkie mankamenty miasta dostrzegane przez młodych mieszkańców. Był wśród nich niemal odwieczny od czasu przebudowy rynku problem tzw. fontanny na głównym palcu miasta. Była też sprawa nieczynnego od lat punktu sygnalizacji milicji, tzw. „sztucznego milicjanta” posadowionego na rynku naprzeciw „mordowni” – potocznie zwanej „Marysieńką”, w miejscu późniejszej kawiarni „Malwa”. W programie tejże Rady Młodych była wizytacja najważniejszych instytucji miasta i dużych zakładów pracy. Z racji problemu „sztucznego milicjanta” Młodzieżowa Rada Miasta odwiedziła Komendę Powiatową Milicji. Jednakże do komendanta nie została dopuszczona, o czym w wieczornym sprawozdaniu ze swej działalności publicznie młodzieży przekazała. Jednakże decydującym wydarzeniem dla losów kabaretu, klubu, mnie osobiście, ale losów Dnia Młodości było zdarzenie rozegrane w siedzibie Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Żywcu, obecnie siedzibą sądu. Rada Młodych przyjęta została oschle, krótko i niezwykle zdawkowo przez ówczesne władze polityczne miasta, które oczekiwały przybycia gości zza granicy, z zaprzyjaźnionego wówczas miasta Czadca w Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej. Z tego samego, z którym w „nowych czasach” władza podpisała umowę o partnerstwie. Czasy inne a „stara przyjaźń nie rdzewieje” – chciałoby się sparafrazować znane powiedzenie. Wracając do wydarzeń sprzed lat, „władza” podziękowała za przybycie i w dość stanowczy sposób stwierdziła, że dla nich już nie ma czasu ze wspomnianych wcześniej powodów. Wspólnie udali się do wyjście przechodząc z piętra na parter do głównego wyjścia, gdzie już na podjeździe wysiadali z luksusowej Tatry goście z Czechosłowacji. Niemal wszyscy młodzi ludzie towarzyszyli „władzy”. Dwóch z nich zapragnęło odwiedzić urzędowe ubikacje. Po wyjściu z miejsca ulgi, stwierdzili niezwykłą intensywną czerwień wyłożonych na posadzkach chodników. Józio K. wpadł na niezwykle odważny pomysł. W kieszeni spodni nosił mąkę w torebce. Oczywiście nie była to pełna torebka. Pozostało jednak jej sporo. Dla wyjaśnienia mąka ta służyła sekretarzowi do przesypywania stron księgi – kroniki, która przy mocnym jej zamykaniu wytwarzała obłoki sfingowanego kurzu. Obrady – inscenizacja się skończyły. Mąka była niepotrzebna w dalszym funkcjonowaniu Rady Młodych. Coś trzeba było z nią uczynić. Drażniły ich te czerwone chodniki. Postanowili białą mąkę wysypać na czerwonych chodnikach. Od piętra na parter. Natomiast w tym samym czasie trwało przywitanie gości. W budynku przez chwilę nikogo nie było. Dlatego za moment wchodzący do budynku pierwsi funkcjonariusze partyjni o mało nie zemdleli. Ujrzeli na czerwonych chodnikach wysypany biały proszek. Niżsi rangą pracownicy rzucili się do sprzątania, tak by zdążyć przed wejściem „władzy” z uprzątnięciem mąki. Ponoć udało się. Chyba była to prawda. Nikogo z nas nie aresztowano. A za taki czyn groziły konsekwencje karne. Jednakże „władza” swoje niezadowolenie wyartykułowała w znany sobie sposób. Posłużyła się sposobem stosowanym i dzisiaj. Odpowiedzialnością zbiorową. Następnego roku Dzień Młodości się nie odbył.
|