Weszliśmy do pierwszej sali wystawowej, kotłujący się tłum uczestników wernsażu. Po kilku minutach następuje otwarcie tejże wystawy, niekończące się wyrazy wdzięczności i nareszcie możliwość intelektualnego uczestnictwa w wydarzeniu. Pełna gala, przedstawiciele władzy, uczestnicy zarówno licealiści, jak i profesor, autorzy tego projektu jak i ciekawscy sączącego się skandalu. Niezwykle liczne grono uczestników wernisażu mogłoby świadczyć o rosnącym potencjale kulturowym mieszkańców Żywca. Cieszyć może duża liczba ludzi mlodych. W tym wydarzeniu zabrakło mi wartości najważniejszej. Zabrakło atmosfery wernisażu, spotkań uczestników i dialogu. Duża grupa ludzi, zapewne motywowanych wieszczonym skandalem, po pobieżnym oglądzie wystawionych prac z niedookreślonymi emocjami, opuściła teren wystawy. W tym ciągle intensywnym tłumie zauważyłem dużo osób zdezorientowanych i osamotnionych. Duże natłoczenie fotogramów w relacjach z dużą grupą uczestników jakby pogłębiało zjawisko przytłoczenia i alienacji widzów. Mnie brakło zjawiska nazywanego przez socjologów "miejscem magicznym". Brakło w zachowaniach uczestników postaw generujących takie miejsce. Bo wyremontowane sale obieku Starego Zamku, pomimo intencji władz miasta, same w sobie nie uczynią takiego miejsca. Mogą stworzyć warunki do jego generowania. Miejsca magiczne tworzą sami ludzie. Ale wiadomym jest, że pozbawieni wzorców kulturowych, edukacji kulturalnej, mieszkańcy miasta nie znajdują przesłanek do tworzenia "miejsc magicznych". Dominujący konsumpcyjny model kultury samorządowej wytwarza zjawiska klientyzmu. Smutnym dla mnie jest fakt braku osobistego uczestnictwa w takich wydarzeniach kulturalnych. I dlatego znajduję dla siebie usprawiedliwienie absencji intelektualnej w ofercie kulturalnej miasta. Przecież spotkania człowieka z człowiekiem w otoczeniu dzieł sztuki mogą tworzyć warunki do kreacji kulturalnej. Wybaczcie twórcy tej wystawy. Pomimo, że wokół mnie było wielu znajomych, to czułem się dość niezręcznie. Byłem samotnym w tłumie.
|